czwartek, 7 kwietnia 2016

Rozdział 5 "Oddać"

*Oczami Ness*
Tej nocy moje maleństwo dawało mi popalić. Kopało i wierciło się. Nie spałam dużo. Niestety musiałam już wstawać. Podeszłam do szafy i wybrałam ubrania na dziś. Zdecydowałam sięna szeroką szarą bluzę, szare legginsy i czarne air maxy.
Włosy spięłam w koka na czubku głowy, a makijaż składał się z podkładu i tuszu do rzęs. Byłam straszni głodna więc wyszłam z mojego pokoju i poszłam na dół. Jak gdyby nigdy nic weszłam do salonu, ale widząc osoby znajdujące się w środku skamieniałam. Na dużej kanapie siedziało całe One direction, a na przeciwko nich na fotelach moi opiekunowie. Już miałam się wycofywać niestety jak na złość zauważył mnie German.
-Jest Vanessa-powiedział, a wzrok wszystkich skierował się na mnie na co wywróciłam oczami.
-Co oni tutaj robią?-spytałam niezbyt miło.
-Ja ich wezwałam. Po tym co zobaczyłam wczoraj niestety ie możesz u nas dłużej zostać-powiedziała Esmeralda nawiązując do mojego brzucha.
-Może nam pani wytłumaczyć o co chodzi?-zirytował się Harry.
-Vanessa podciąg bluzę-rozkazała mi.
-Nie-powiedziałam nie mają zamiaru zrobić tego co mi każe.
-To nie była prośba-była już wręcz wściekła.
-Tak bardzo ci na tym zależy? Proszę bardzo-podciągnęłam bluzę ukazując wszystkim mój dość pokaźnych rozmiarów brzuch.
Wszyscy mieli zszokowane miny, a Louis wyglądał jakby miał zaraz zemdleć.
-Ty jesteś w ciąży?!-krzyknął zszokowany Niall.
-Ślepy jesteś?!-popatrzyłam na niego jak na idiotę.
-Wracając do tematu, Vanessa nie może już z nami mieszkać, więc mamy nadzieję, że będzie mogła być z powrotem pod waszą opieką-powiedział bez zatrzymywania się German.
-Że co?!-byłam dosłownie wściekła.-Na chuj mnie braliście skoro mnie nie chcecie?! Nie jestem zabawką do cholery! Najpierw oni teraz wy?!
-Zważając na to w jakim jesteś stanie nie możesz dłużej być pod naszą opieką, od samego początku stwarzałaś duże problemy wychowawcze, ale ciąża to już jest szczyt wszystkiego!-pierwszy raz słyszałam żeby Esmeralda krzyczała-Pewnie nawet nie wiesz kto jest ojcem!
-Chuj wam do tego! Pozbywacie się mnie, bo wiecie, że tego nie załatwicie już pieniędzmi! Pieprzeni materialiści!-krzyknęłam i wybiegłam z domu, kierując się do domu Vici.
Zważając na to w jakim jestem stanie musiałam już po chwili się zatrzymać i odpocząć. Cieszyłam się, że żadnemu z nich nie wpadł do głowy pomysł, aby za mną biec, bo z łatwością by mnie dogonili. Ledwo powstrzymywałam się przed tym, aby nie iść do sklepu po papierosy, ale wiedziałam, że mogłabym zaszkodzić mojemu maleństwu. Mimo, że to dziecko to wpadka to nie było ono niczemu winne. Kochałam je. Nosiłam je pod sercem. Było dla mnie najważniejsze. 
Pamiętam jak bardzo cierpiałam po tym co usłyszałam od Louisa. Moi przyjaciele stwierdzili, że miałam depresję. Nie kłóciłam się z nimi, bo wiedziałam, że mają rację. Wtedy uszło ze mnie wszelkie życie. Nie miałam ochoty na to żeby w ogóle żyć. A kiedy dowiedziałam si, że jestem w ciąży wtedy już całkowicie się załamałam. Na początku myślałam nawet o aborcji, ale przyjaciółka szybko wybiła mi ten pomysł z głowy. Z każdym dniem coraz bardziej oswajałam się z myślą, że będę mamą. Z każdą godziną kochałam moją małą fasolkę coraz bardziej. 
Skończyłam swoje rozmyślania, kiedy zauważyłam, że jestem już pod domem przyjaciółki. Szybko zapukałam do drzwi, które otworzyła mi zaskoczona przyjaciółka.
-Hej, co się dzieje?-spytała widząc mój wyraz twarzy.
-Muszę z tobą pogadać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz